Śląskie urodziny Juliana Kornhausera
Jest jednym z najwybitniejszych poetów polskich. W czasach PRL związany ze środowiskami opozycji demokratycznej. Wydał kilkadziesiąt książek. Także prozatorskich, eseistycznych, krytyczno-literackich, przekładów i monografii naukowych. Od 20 lat jest profesorem zwyczajnym (specjalizuje się w literaturach serbskiej i chorwackiej). Związany z Uniwersytetem Jagiellońskim. Laureat wielu prestiżowych nagród literackich.
Urodził się 70 lat temu w Gliwicach (tam uzyskał maturę, pomieszkiwał także w Chorzowie). Na Dużej Scenie pojawią się znawcy jego twórczości, przyjaciele ze środowisk naukowych, literackich i artystycznych, pisarze, literaturoznawcy i krytycy z Krakowa i Śląska, m.in.: Wojciech Bonowicz, Adrian Gleń, Celina Juda, Jakub Kornhauser, Dariusz Pawelec, Maciej Melecki, Krzysztof Siwczyk oraz Krzysztof Karwat. Ponadto zostanie pokazany prapremierowy film Beaty Netz.
Dla [Juliana] Kornhausera, którego matka była Ślązaczką, ojciec zaś Żydem zadomowionym od dziecka w Chorzowie, Gliwice były od zawsze własne, choć pełne tajemnic. Z zapamiętanym w wierszach: „gwarem olch i agrestu” czy widokiem słojów „pełnych grylażowych cukierków”, smakowanych w sklepie prowadzonym przez rodziców w domu na „ulicy mojego dzieciństwa”, czyli Rybnickiej w Gliwicach, zamienionego później na mieszkanie przy ulicy Lellka. I choć mityczną „ulicę dzieciństwa” opuszczał poeta z żalem, to wiele lat później, w klasie maturalnej snuł już marzenia o wyjeździe (…).(…) Po wielu latach (…) Julian Kornhauser powrócił mimo wszystko w wierszach na Śląsk, gdzie „Kindheit i dzieciństwo, Gleiwitz i Gliwice, giną w mroku dziejów”, gdzie swojskie „pokrzywy i olchy, woń mleczów i ciasta”, „gwar olch i agrestów”, „trzcina nad Kłodnicą” i „groby rodziców”.
Fragmenty eseju Dariusza Pawelca W poszukiwaniu „świata nieogarnionych rzeczy” [w:] „Fabryka Silesia nr 3(10)/2015, s. 101-102
PARTNER MEDIALNY:
Wiersze Juliana Kornhausera
Śląsk
Pokrzywy i olchy,
woń mleczów i ciasta,
płonie dzieciństwo, rośnie smolna kulka,
nie kończąca się szosa,
śmigające rowery, słoje pełne
grylażowych cukierków, w białych workach mąka,
kaj żeś wloz, pierunie,
babcia przy piecu,
wija się szarfa i cofa,
piekarskie córki za oknem,
na stryszku łóżko i niemiecka książka,
odpowiedź śle trzcina nad Kłodnicą,
śpią sukienki do pierwszej komunii,
pociąg spieszy, wesołe pisklęta,
deszczowy poranek klnie na czym świat stoi,
spadają czerwone dachówki,
u wezgłowia najcichsze bery i bojki,
a potem, nagle, po latach,
wszystko, i trzciny, i ogniska,
kruche kukuruźniki i bunkry,
chowa się za rozkopanym podwórkiem,
z którego widać dwa rozdzielone murem
groby rodziców.
Z przeszłości
Katowice Zawodzie, Huta Ferrum,
ciąg kamienic z cegły.
Mijam tę stację tyle razy
i nie mogę sobie tu wyobrazić
mojej mamy z lizakiem w ręku.
Z frontu
Czy ta gwiazda Dawida
na pięknej, starej kamienicy w Zabrzu
została tak starannie narysowana przez antysemitów,
czy jest jej prawdziwą ozdobą od lat?
Skąd to pytanie?
Może lepiej wpatrywać się
w brązowe gzymsy nad oknami?