fbpx


MIŁKOWSKI MÓWI: DO WIDZENIA.

Po 34 latach w "Rozrywce"

Kierownikiem artystycznym został 1 lutego 1984 roku. Wówczas chorzowski teatr właściwie istniał jedynie „teoretycznie”, bo nawet nie dysponował własną widownią. Niebawem miało się to zmienić. 1 stycznia 1985 powstał Państwowy Teatr Rozrywki a Dariusz Miłkowski objął w nim funkcję dyrektora naczelnego. Pełni ją do dziś. Będzie - tylko do „jutra”…
A jak się to wszystko zaczęło i co stało się później? Polecamy lekturę książki Jolanty Król pt. „Życie trzeba prowokować”. Tego wieczoru zorganizujemy jej premierę. To pasjonujący wywiad-rzeka, przeprowadzony właśnie z Dariuszem Miłkowskim. Dyrektor - oczywiście - też będzie na scenie. Co powie? Bo to przecież jego pożegnanie ze śląską publicznością, wszystkimi zespołami i pracownikami Teatru Rozrywki. Czy trzeba przekonywać, że czeka nas wieczór pełen różnych, także nieprzewidywalnych emocji.
Ponadto w programie m.in.: pokaz filmów telewizyjnych o Miłkowskim (i „Rozrywce”) oraz koncert zatytułowany „Jutro – piosenki Bertolta Brechta” - w wykonaniu studentów III roku Wydziału Aktorskiego Szkoły Filmowej w Łodzi pod opieką Wojciecha Kościelniaka.

"Chorzów po prostu stał się moim miejscem na życie, w którym znalazłem fantastyczną pracę, niecnie otoczyłem się ludźmi, z którymi ogół się dogaduję, a jednocześnie oni się ze sobą nie kłócą. W dodatku bardzo szybko zyskaliśmy społeczną akceptację. Nie czułem tego w Poznaniu, ani we Wrocławiu. Zadałem pytanie kilkunastu swoim kolegom i koleżankom, czy zechcą ze mną pracować, bo teatr to jest sztuka zespołowa, trzeba przyjść z grupą ludzi. Kiedy pojawiła się choreograf Teresa Kujawa, reżyser Marcel Kochańczyk, który był po iluś tam wygranych festiwalach, Kazimierz Wiśniak jako scenograf, Zofia Rudnicka – wówczas gwiazda kabareciku Olgi Lipińskiej – i wzięli się za robotę, od razu zrobiło się łatwiej. Każdy szef przychodzi z własną grupą i po tym, jaka to jest grupa, widać jaki z niego szef.

Zdarza się teraz, że jestem członkiem komisji w konkursach na dyrektorów teatrów i niemal wszyscy kandydaci mówią, że będą zapraszać do współpracy Lupę, Strzępkę, Zadarę, Warlikowskiego. Któregoś razu nie wytrzymałem i zdobyłem się na to, by zapytać: „czy mam zadzwonić? Bo ja z Moniką Strzępką jestem umówiony za dwa lata, a pan mówi, że zaraz. Mam Krystiana spytać, co on dla pana odłoży: Narodowy czy Paryż?” Jak dochodzi co do czego, okazuje się, że kandydat nie ma żadnej grupy. Tu nie chodzi o nazwiska, rzecz w tym, żeby to była zwarta, silna ekipa, która potrafi ze sobą pracować. W Chorzowie się udało."

(fragment książki Jolanty Król pt. „Życie trzeba prowokować”)


PATRONAT MEDIALNY: